Nauka Pedofilskiej Religii
Wspomnienia autobiograficzne
Jeśli chodzi o nauczanie religijnej wiary, to nie zrobił tego żaden katolistyczny, ani protestancki ksiądz, gdyż na lekcje religii do katolickiej sekty nigdy nie uczęszczałem, a to z kilku powodów. Moi rodzice byli zorientowani ku pradawnej kulturze słowiańskiej. Matkę w dzieciństwie księża zgwałcili wielokrotnie w czasie śpiewania w kościelnym chórze jak była nastolatką w rodzinnej wsi koło Kisielic, to miała awersję do klechów i pedofilskiej sekty katolików, acz było to tabu, o którym nie wolno było mówić w mojej rodzinie, aby nie denerwować matki wspomnieniami.
Ojciec w czasie hitlerowskiej okupacji byÅ‚ w Å‚agrze hitlerowskim w Berlinie i osobiÅ›cie jako przymusowy robotnik w III Rzeszy zwyrodniaÅ‚ego katolika Adolfa Hitlera, oglÄ…daÅ‚, jak ówczesny papież Pius bÅ‚ogosÅ‚awiÅ‚ gestapowskie SS udajÄ…ce siÄ™ do Polski mordować Naród Polski. Od tego czasu mój ojciec Teofil nigdy już nie wszedÅ‚ do żadnego katolskiego tak zwanego „KoÅ›cioÅ‚aâ€, ani nie uczestniczyÅ‚ w żadnej katolistycznej mszy. Ojciec byÅ‚ jednak bardzo zainteresowany w starożytnej, prawowitej kulturze SÅ‚owiaÅ„stwa.
Spotkanie z klechą katolickiej, tak zwanej religii, zniechęciło mnie do jakiegokolwiek zainteresowania się tą nachalnie prozelicką sektą i jej dogmatem. Społeczne naciski na uczęszczanie do sekty katolików i na jej katechezy ominęły mnie w pierwszej klasie (1969/70) szkoły podstawowej całkowicie, gdyż pranie mózgu dzieci odbywało się po południu, a lekcje szkolne były rano i musiałbym czekać na ich śmieszne lekcje przez kilka godzin w odległej o cztery kilometry od domu wiejskiej szkole, na wsi jaką był Breńsk w gminie Czarne k/Szczecinka.
W drugiej klasie szkoły podstawowej sporo chorowałem i tylko do księdza uczącego katolskiej religii nie docierało, że dziecko chore nie będzie do niego specjalnie dojeżdżać, acz ze szkołą państwową nie było problemu, nawet w dobrym socjalistycznie-demokratycznym szpitalu w Człuchowie! Jak już zacząłem ponownie uczęszczać do szkoły, a było to dopiero w maju, to klecha, katecheta, proboszcz z Rzeczenicy, a jakże, zadbał, abym z pomocą ludzi ze wsi został siłą, przemocą doprowadzony na tę jego katolicką pseudoreligię czy też rzekomą katechezę religijną.
Instynktownie przeczuwałem, że jest to coś demonicznie złego, ciemnego czy potwornego, koszmarne odczucia rodziły się, gdy słyszałem od rodziców, że klecha znów się pluł z ambony, że nie chodzę na te jego religie, gdy byłem chory w szpitalu lub gdy leżałem w domu powalony reumatyzmem.
ZaciÄ…ganie siłą polegaÅ‚o na tym, że ksiÄ…dz zrobiÅ‚ religiÄ™ wyjÄ…tkowo po normalnych lekcjach szkolnych, a dzieci z klasy musiaÅ‚y mnie siłą z pomocÄ… katolickich dorosÅ‚ych przymułów doprowadzić, zaciÄ…gnąć siłą w brutalny sposób i przy caÅ‚ym steku wyzwisk katolickich pod moim adresem na tÄ™ katolskÄ… jego katechezÄ™ czy pranie mózgu dzieci. Jak raz ksiÄ…dz wykÅ‚adaÅ‚ wielce uczenie o „miÅ‚oÅ›ci chrystusowejâ€, a tym, co niezbyt uważali, ochoczo przykÅ‚adaÅ‚ drewnianÄ… laskÄ… po tyÅ‚ku, po rÄ™kach, a zdarzaÅ‚o siÄ™, że i po plecach czy gÅ‚owie.
Dziwiłem się, że wszyscy w klasie boją się potwornie tego gościa w czarnej sukience, cuchnącej smrodliwie z daleka czymś zatęchłym. Niestety byłem trzymany i pilnowany, abym nie mógł uciec przypadkiem, ale trudno mi było pojąć, dlaczego pozostali od razu nie uciekli przed ciemniackim, brutalnym, zwyrodnialcem zadającym ból dosłownie, co chwilę któremuś z pozostałych dzieci.
CoÅ› mnie wtedy natchnęło, a miaÅ‚em ledwie osiem lat skoÅ„czone, aby go zapytać czy ta jego miÅ‚ość chrystusowa polega na okÅ‚adaniu kijem sÅ‚abszych od siebie. Klecha wnerwiÅ‚ siÄ™, zasapaÅ‚, zadyszaÅ‚ i zaczerwieniÅ‚ siÄ™. Część zaczęła siÄ™ Å›miać, część coÅ› burczaÅ‚a w stylu, „ale dostaniesz teraz.â€
PowiedziaÅ‚ wtedy groźnie: „chodź no tu do mnieâ€, ale widzÄ…c jak srodze bije, wstaÅ‚em, porwaÅ‚em tornister i pobiegÅ‚em w stronÄ™ drzwi. Puszczono mnie, bo pilnujÄ…cy myÅ›leli, że idÄ™ do ksiÄ™dza z tej ich katolskiej, a raczej katowskiej sekty. SplunÄ…Å‚em jeszcze za siebie, warknÄ…Å‚em coÅ›, jakby odganiajÄ…c zÅ‚y urok zÅ‚ego czarnoksiężnika. ZresztÄ… czarnÄ…, szmatÅ‚awÄ… sukienkÄ™ trudno skojarzyć z czymÅ› innym niźli z czarnym charakterem, czy zÅ‚ym czarnoksiężnikiem.
Wziąłem w biegu, porwałem mój rowerek, którym dojeżdżałem bite cztery kilometry do wiejskiej szkółki w Breńsku zwanym też Brzęczkiem i ledwie zdołałem umknąć, bo byłem goniony przez resztę klasy i dorosłych, a niektórych wzburzyło, jak można splunąć w stronę czarciego klechy katolickiego. Dziwne, że nie burzyło ich drastyczne bicie ich własnych dzieci i pieprzenie o jakiejś miłości chrystusowej, bardzo dziwne, widać mózgi wyprane katechezą.
Breńsk to bardzo mała wieś na trasie Czarne – Rzeczenica na Pomorzu. W owych czasach była tam czteroklasowa szkoła podstawowa.
Jakiś czas miałem spokój, ale proboszcz klechowni nie dał za wygraną, bo niestety zostałem za tydzień ponownie doprowadzony do księżulka katolickiej sekty, przy okazji następnej katechezy, która miała być indywidualna, niejako tylko dla mnie. Ewangelizacja dzieci i młodzieży, jak się to złudnie i pięknie nazywa odbywało się, a jakże, dla mnie bezboleśnie jakimś cudem, acz terrorystycznie, pod doprowadzeniem siłą i strażą!
Tym razem księżulo watykański kazał mi zostać po lekcji religii, bo rzekomo chciał ze mną porozmawiać, a że był wyjątkowo milutki, więc nie wyczuwałem w tym żadnego czartowskiego podstępu o tyle, że wychodzący z katechezy blokowali drzwi, abym nie mógł uciec z jaskini katolickiej wersji miłości chrystusowej!
Proboszcz katecheta, gdy zostałem z nim sam na sam na indywidualną katechezę czule mnie przytulił, posadził na kolana, zaczął wycałowywać, ślinić i w końcu rozbierać, zdejmując, a raczej rozpinając swoje i moje spodnie, a silne było chłopisko. Wyjął swego katolickiego kutasa, czyli fiuta i kazał sobie głaskać i ściskać i chciał, aby tę jego śmierdzącą laskę obcałowywać i brać do rączki czule. Obróciłem się wtedy, aby się wyrwać i uciekać, ale próbował mi ściągać spodnie ze slipkami, żeby móc wkładać tego watykańskiego smrodka do mojego otworu odbytowego, a po to przecież mnie obmacywał i rozbierał, abym dowiedział się, jakie jest oprócz rowerowego jeszcze znaczenie słowa pedał.
W owym wieku słowo „pedał†znane mi było tylko jako część od mojego rowerka, którym dojeżdżałem do szkoły, jednak sytuacja wydawała się zupełnie anormalna i niebezpieczna, obcy się rozbierał i próbował mnie rozbierać. Czułem strach i potrzebę obrony siebie. Szczęśliwie miałem w kieszeni bardzo ostry kozik, scyzoryk, podarowany mi przez mojego starszego brata Romana Matuszewskiego jako prezent dla obrony własnej i bezpieczeństwa na leśnej drodze do szkoły.
Kozik ten służył wcześniej do kastrowania baranów, czemu miałem się okazję dobrze przyjrzeć, gdyż ojciec był hodował owce i barany w liczbie około 50-70 sztuk rocznie. Oglądanie co robią barany czy psy w gospodarstwie z pomocą części ciała służących prokreacji jest w moim wypadku bardzo dobrą edukacją dla dziecka. Jeszcze bardziej przydatne okazało się oglądanie, jak weterynarz kastruje barany obcinając im jaja. Nigdy dość edukacji i uświadamiania dzieci.
Przydała się wiedza i dobry nożyk od brata, bardzo ostry do kastrowania w sam raz, bo do tego wcześniej był używany. Obróciłem się, na co klecha się ucieszył, uchwyciłem jajca księżulka w rączkę czule, że aż zajęczał i zasapał dewiant z zachwytu i wyjmując drugą ręką odbezpieczony kozik z kieszeni przyciąłem mu jajca tak, jak się tnie baranie jajca przy kastracji, tyle, że razem z workiem, że krwi bryznęło sporo, a klecha zawył z bólu. I jeszcze fiutka katolickiego proboszczowi przyciąłem, choć był twardy jak stal szwedzka, duży, gruby i sprężysty. Przyciąłem mocno przy nasadzie, co dało pewność, że już się do otworu odbytowego żadnego dziecka nie będzie bydlak watykański nigdy więcej ani wciskał ani nawet próbować.
Z tak zdobytym trofeum niczym Indianin ze skalpem wybiegłem triumfalnie z lekcji katolickiej religii czy raczej dewianckiego zboczenia, a jak się okazało nikt już pod drzwiami salki katechetycznego gwałcicielstwa na mnie nie czekał, zresztą dobre pół godziny indywidualnej katechezy byłem zaliczyłem próbując pojąć, czym jest sekta rzymskiego katolicyzmu. Klecha poświęcił parę minut na oswajanie dziecka trzymanego na kolanach, zanim wyjął swojego kutasa – po raz ostatni w życiu. Żadna siła nie mogła mnie doprowadzić dobrowolnie na tak zwaną katechezę do parafii sekty katolików rzymskiego zboczenia.
Wszyscy moi koledzy i koleżanki z wiejskiej szkółki pod przymusem zjadliwej, społecznej presji, wsiunowatego terroryzmu chodzili tam i wielu było dupconych przez klechów, ale siebie od tego katozboczenia wybroniłem. Afera była na całą okolicę, że syn leśniczego księdza uszkodził nożem, a rodzice szczególnie matka, mieli w okolicy pewne nieprzyjemności ze strony parafialnych wspólników i popleczników rzeczonego księdza, czyli dewianta.
Zboczone klechy próbowały mnie jeszcze uczyć tej swojej miłości chrystusowo-watykańskiej w czwartej klasie szkoły podstawowej w Czarnem i gdy miałem około 16 lat tuż przed wyborem tak zwanego papieża, czyli herszta polskich pedofilów z katolickiej sekty.
Otarłem się jeszcze o tę tak zwaną „religię†katolicką w klasie czwartej szkoły podstawowej, jednak siostra katechetka nie wzbudziła we mnie zaufania, pomimo najszczerszych starań, gdyż pazerna na „owieczki†katechetka, próbowała zaprzyjaźnić się z moją matką, będącą leśną zielarką. Chodziło jednak w tej obłudzie o pozyskanie baranka do czartowskiej i dewianckiej sekty. Kiedy dowiedziałem się, że sekciara używa często linijki, albo pięści do celów dydaktycznych, to było nasze pierwsze i ostatnie spotkanie.
Pomimo, że chodziłem już do innej szkoły, do Gminnej Szkoły Podstawowej w Czarnem k/ Szczecinka i że zmieniła się klesia parafia, którą teraz było owo Czarne k/Szczecinka, spotkanie z klesicą było zawsze pierwsze i ostatnie, oczywiście pod przymusem, bo sekta katolików zdolna jest do najgorszego terroru, aby zdobyć współwyznawcę, omamić dziecko, wyprać mózg, odczłowieczyć. Z leśniczówki dojeżdżałem teraz całe sześć kilometrów autobusem do stolicy gminy w Czarnem i oczywiście do szkoły. Interesowała mnie tam najbardziej dobrze zaopatrzona księgarnia oraz biblioteki, tak szkolna, jak i miejska, bo państwo socjalistyczne dobrze dbało o oświatę dla wszystkich obywateli, a nie o prywatę.
Razu jednego, gdy byłem w czwartej klasie, część silnych chłopaków z klasy chciała mnie oczywiście na rozkaz katechetki i klechów, doprowadzić siłą na lekcję ichnej religii katolickiej. Wywiązała się z tego niezła szarpanina i bójka. Niestety, takie przekleństwa miotałem na ich kościół, kler i katechetów, że chociaż byłem już obezwładniony i niesiony, a raczej ciągnięty w wiadomym kierunku, to ze wstydu przed owymi soczystymi epitetami, zostałem puszczony wolno. Oczywiście jak na złośliwe katolstwo przystało, po pewnym czasie, bydlaki katolickie ponowiły próbę doprowadzenia siłą w brutalny sposób, o czym będzie już osobny esej, dalsza część przykrych przeżyć z zakonną cieczką watykańskich katechetek.
Jednakże już wtedy spostrzegłem, że im większy tępak, im bardziej dzieciak ograniczony umysłowo, im bardziej głupkowaty i prymitywnie skłonny do rozboju - tym większy katolik. Nic już tego obrazu katolickiego zbydlęcenia i dewiacji nie zmieniło. Niewątpliwie dzięki takim przeżyciom jestem do dzisiaj i chyba na zawsze gorącym zwolennikiem swobody wyboru religii i wyznania już od najmłodszych lat życia i do bezwzględnego egzekwowania tego prawa w każdym wieku. Odkąd nie pozwoliłem się za pierwszym razem doprowadzić na katechezę sekty katolików, siostra katechetka i jej kumpelka od klas starszych, zaczęły uprawiać propagandę nienawiści pod adresem mojej rodziny. Przejrzałem w ten sposób całą dewiancką, bezczelną obłudę tak zwanych siostrzyczek i kleru.
Wspomnienie pierwszego ksiÄ™dza – zboczeÅ„ca na pewno jest bardzo żywe i wyraziste, podobnie zetkniÄ™cie z prymitywnoÅ›ciÄ… i brutalnoÅ›ciÄ… katolskiego gówniarstwa z tej samej szkoÅ‚y i klasy. Skutki gÅ‚upkowatego stosowania przymusu w sprawach wiary, przymusu inkwizycyjnego i niewÄ…tpliwie zbrodniczego oddalajÄ… od organizacji nawet tak licznej dotÄ…d jak katolicyzm. Już w drugiej klasie szkoÅ‚y podstawowej modliÅ‚em siÄ™ spontanicznie „o znikniÄ™cie i unicestwienie caÅ‚ej patologicznie zboczonej sekty katolikówâ€.
Zmniejszająca się od tego czasu liczba klechów i wyznawców na całym świecie dobitnie świadczy o tym, że Bóg jest i modlitwy spełnia, acz stopniowo i powoli, co jest pewnie zasługą i wielu tysięcy innych ofiar, o których stopniowo dowiadywałem się coraz więcej i więcej. Jest to początek moich doświadczeń, ale dalsze jedynie utwierdziły mnie w przekonaniu, że katolicyzm to coś obrzydliwego, zboczonego i zbrodniczego, na co można tylko pluć, rzygać i przeklinać jak najbardziej siarczyście.
W całym biegu życia nic dobrego z rąk czy raczej szponów katolików mnie nigdy nie spotkało. Pewnie dzięki temu poznałem lepiej i głębiej buddyzm, hinduizm, zoroastryzm, islam i religię żydowską, z czego najbardziej głębokim i duchowym okazał się hinduizm, a ściślej wedyjska i śiwaicka duchowość Wschodu, jakże identyczna w swych podobieństwach ze słowiańską kulturą, w której duchu byłem w znacznym stopniu wychowany przez rodziców.
Przy innej okazji napisze jeszcze o molestowaniu mnie przez księdza pedofila z miejscowości Czarne k/Szczecinka w IV klasie szkoły podstawowej, bo atak katechezo-dewiantek to tylko było małe preludium do dalszych zakusów na otwór odbytowy dziecka, które ni euczęszczało na religię katolicką. A i jeszcze o molestowaniu mnie przez jednego bardziej znanego księdza dewianta w okolicach Zakopanego w 1978 roku, kiedy to już świeżo 15 lat skończyłem.
Mój zgwałcony wtedy kolega Adam rozpił się później topiąc w alkoholu te przykre wspomnienia i popełnił po tym cyrku dewiacji katolickiej samobójstwo, to wspominam o tym w dowód pamięci tej ofiary księży chorobliwie zboczonych seksualnie. Trudno pisać o takich incydentach, kiedy jeden ksiądz zboczeniec ma się dobrze, jest nawet uwielbiany w pewnych kręgach i potrafi zastraszać inne ofiary, stąd pomijam nazwiska, bo obawiają się o swoje życie w tym fanatycznie talibanowym państewku jakim jest średniowiecznie klerykalna jeszcze Polska RP.
Powiem tylko zachęcająco, że mówienie głośno wśród znajomych i rodziny, że się miało w życiu „incydent z dobieraniem się przez księdza do otworu odbytowego†powoduje nawet wzrost sympatii, a wielu kolegów i koleżanek też przyznało, że dzięki mnie odważyli się mówić o tym głośno, nawet własne i cudze małe dzieci ostrzegając przed księdzem jako przed społecznym złem.
Ofiary księży pedofilów! Zacznijcie mówić o tym, co was spotkało bardzo głośno, publikować wspomnienia, a zaczniecie być szanowani i cenieni, acz nie musicie od razu wskazywać nazwiska księdza, jeśli jeszcze żyje, żeby nie narażać się na odwet personalny ze strony pedofila, który może się poczuć urażony, że się mówi o jego zboczeniu i sekcie pedofilskiej w sposób bezceremonialnie krytyczny. Tylko wasze milczenie pozwala istnieć temu imperium pedofilskiego zła jakim jest inkwizycyjny, faszystowski i zboczony katolicyzm, podszywający się z tym wszystkim pod patriotyzm, Naród i Ojczyznę!
Art. 73 Konstytucji: „Każdemu zapewnia siÄ™ Wolność twórczoÅ›ci artystycznej!â€
Art. 54.1 Konstytucji: „Każdemu zapewnia siÄ™ Wolność wyrażania swoich poglÄ…dów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji!â€
Wspomnienia autobiograficzne
Jeśli chodzi o nauczanie religijnej wiary, to nie zrobił tego żaden katolistyczny, ani protestancki ksiądz, gdyż na lekcje religii do katolickiej sekty nigdy nie uczęszczałem, a to z kilku powodów. Moi rodzice byli zorientowani ku pradawnej kulturze słowiańskiej. Matkę w dzieciństwie księża zgwałcili wielokrotnie w czasie śpiewania w kościelnym chórze jak była nastolatką w rodzinnej wsi koło Kisielic, to miała awersję do klechów i pedofilskiej sekty katolików, acz było to tabu, o którym nie wolno było mówić w mojej rodzinie, aby nie denerwować matki wspomnieniami.
Ojciec w czasie hitlerowskiej okupacji byÅ‚ w Å‚agrze hitlerowskim w Berlinie i osobiÅ›cie jako przymusowy robotnik w III Rzeszy zwyrodniaÅ‚ego katolika Adolfa Hitlera, oglÄ…daÅ‚, jak ówczesny papież Pius bÅ‚ogosÅ‚awiÅ‚ gestapowskie SS udajÄ…ce siÄ™ do Polski mordować Naród Polski. Od tego czasu mój ojciec Teofil nigdy już nie wszedÅ‚ do żadnego katolskiego tak zwanego „KoÅ›cioÅ‚aâ€, ani nie uczestniczyÅ‚ w żadnej katolistycznej mszy. Ojciec byÅ‚ jednak bardzo zainteresowany w starożytnej, prawowitej kulturze SÅ‚owiaÅ„stwa.
Spotkanie z klechą katolickiej, tak zwanej religii, zniechęciło mnie do jakiegokolwiek zainteresowania się tą nachalnie prozelicką sektą i jej dogmatem. Społeczne naciski na uczęszczanie do sekty katolików i na jej katechezy ominęły mnie w pierwszej klasie (1969/70) szkoły podstawowej całkowicie, gdyż pranie mózgu dzieci odbywało się po południu, a lekcje szkolne były rano i musiałbym czekać na ich śmieszne lekcje przez kilka godzin w odległej o cztery kilometry od domu wiejskiej szkole, na wsi jaką był Breńsk w gminie Czarne k/Szczecinka.
W drugiej klasie szkoły podstawowej sporo chorowałem i tylko do księdza uczącego katolskiej religii nie docierało, że dziecko chore nie będzie do niego specjalnie dojeżdżać, acz ze szkołą państwową nie było problemu, nawet w dobrym socjalistycznie-demokratycznym szpitalu w Człuchowie! Jak już zacząłem ponownie uczęszczać do szkoły, a było to dopiero w maju, to klecha, katecheta, proboszcz z Rzeczenicy, a jakże, zadbał, abym z pomocą ludzi ze wsi został siłą, przemocą doprowadzony na tę jego katolicką pseudoreligię czy też rzekomą katechezę religijną.
Instynktownie przeczuwałem, że jest to coś demonicznie złego, ciemnego czy potwornego, koszmarne odczucia rodziły się, gdy słyszałem od rodziców, że klecha znów się pluł z ambony, że nie chodzę na te jego religie, gdy byłem chory w szpitalu lub gdy leżałem w domu powalony reumatyzmem.
ZaciÄ…ganie siłą polegaÅ‚o na tym, że ksiÄ…dz zrobiÅ‚ religiÄ™ wyjÄ…tkowo po normalnych lekcjach szkolnych, a dzieci z klasy musiaÅ‚y mnie siłą z pomocÄ… katolickich dorosÅ‚ych przymułów doprowadzić, zaciÄ…gnąć siłą w brutalny sposób i przy caÅ‚ym steku wyzwisk katolickich pod moim adresem na tÄ™ katolskÄ… jego katechezÄ™ czy pranie mózgu dzieci. Jak raz ksiÄ…dz wykÅ‚adaÅ‚ wielce uczenie o „miÅ‚oÅ›ci chrystusowejâ€, a tym, co niezbyt uważali, ochoczo przykÅ‚adaÅ‚ drewnianÄ… laskÄ… po tyÅ‚ku, po rÄ™kach, a zdarzaÅ‚o siÄ™, że i po plecach czy gÅ‚owie.
Dziwiłem się, że wszyscy w klasie boją się potwornie tego gościa w czarnej sukience, cuchnącej smrodliwie z daleka czymś zatęchłym. Niestety byłem trzymany i pilnowany, abym nie mógł uciec przypadkiem, ale trudno mi było pojąć, dlaczego pozostali od razu nie uciekli przed ciemniackim, brutalnym, zwyrodnialcem zadającym ból dosłownie, co chwilę któremuś z pozostałych dzieci.
CoÅ› mnie wtedy natchnęło, a miaÅ‚em ledwie osiem lat skoÅ„czone, aby go zapytać czy ta jego miÅ‚ość chrystusowa polega na okÅ‚adaniu kijem sÅ‚abszych od siebie. Klecha wnerwiÅ‚ siÄ™, zasapaÅ‚, zadyszaÅ‚ i zaczerwieniÅ‚ siÄ™. Część zaczęła siÄ™ Å›miać, część coÅ› burczaÅ‚a w stylu, „ale dostaniesz teraz.â€
PowiedziaÅ‚ wtedy groźnie: „chodź no tu do mnieâ€, ale widzÄ…c jak srodze bije, wstaÅ‚em, porwaÅ‚em tornister i pobiegÅ‚em w stronÄ™ drzwi. Puszczono mnie, bo pilnujÄ…cy myÅ›leli, że idÄ™ do ksiÄ™dza z tej ich katolskiej, a raczej katowskiej sekty. SplunÄ…Å‚em jeszcze za siebie, warknÄ…Å‚em coÅ›, jakby odganiajÄ…c zÅ‚y urok zÅ‚ego czarnoksiężnika. ZresztÄ… czarnÄ…, szmatÅ‚awÄ… sukienkÄ™ trudno skojarzyć z czymÅ› innym niźli z czarnym charakterem, czy zÅ‚ym czarnoksiężnikiem.
Wziąłem w biegu, porwałem mój rowerek, którym dojeżdżałem bite cztery kilometry do wiejskiej szkółki w Breńsku zwanym też Brzęczkiem i ledwie zdołałem umknąć, bo byłem goniony przez resztę klasy i dorosłych, a niektórych wzburzyło, jak można splunąć w stronę czarciego klechy katolickiego. Dziwne, że nie burzyło ich drastyczne bicie ich własnych dzieci i pieprzenie o jakiejś miłości chrystusowej, bardzo dziwne, widać mózgi wyprane katechezą.
Breńsk to bardzo mała wieś na trasie Czarne – Rzeczenica na Pomorzu. W owych czasach była tam czteroklasowa szkoła podstawowa.
Jakiś czas miałem spokój, ale proboszcz klechowni nie dał za wygraną, bo niestety zostałem za tydzień ponownie doprowadzony do księżulka katolickiej sekty, przy okazji następnej katechezy, która miała być indywidualna, niejako tylko dla mnie. Ewangelizacja dzieci i młodzieży, jak się to złudnie i pięknie nazywa odbywało się, a jakże, dla mnie bezboleśnie jakimś cudem, acz terrorystycznie, pod doprowadzeniem siłą i strażą!
Tym razem księżulo watykański kazał mi zostać po lekcji religii, bo rzekomo chciał ze mną porozmawiać, a że był wyjątkowo milutki, więc nie wyczuwałem w tym żadnego czartowskiego podstępu o tyle, że wychodzący z katechezy blokowali drzwi, abym nie mógł uciec z jaskini katolickiej wersji miłości chrystusowej!
Proboszcz katecheta, gdy zostałem z nim sam na sam na indywidualną katechezę czule mnie przytulił, posadził na kolana, zaczął wycałowywać, ślinić i w końcu rozbierać, zdejmując, a raczej rozpinając swoje i moje spodnie, a silne było chłopisko. Wyjął swego katolickiego kutasa, czyli fiuta i kazał sobie głaskać i ściskać i chciał, aby tę jego śmierdzącą laskę obcałowywać i brać do rączki czule. Obróciłem się wtedy, aby się wyrwać i uciekać, ale próbował mi ściągać spodnie ze slipkami, żeby móc wkładać tego watykańskiego smrodka do mojego otworu odbytowego, a po to przecież mnie obmacywał i rozbierał, abym dowiedział się, jakie jest oprócz rowerowego jeszcze znaczenie słowa pedał.
W owym wieku słowo „pedał†znane mi było tylko jako część od mojego rowerka, którym dojeżdżałem do szkoły, jednak sytuacja wydawała się zupełnie anormalna i niebezpieczna, obcy się rozbierał i próbował mnie rozbierać. Czułem strach i potrzebę obrony siebie. Szczęśliwie miałem w kieszeni bardzo ostry kozik, scyzoryk, podarowany mi przez mojego starszego brata Romana Matuszewskiego jako prezent dla obrony własnej i bezpieczeństwa na leśnej drodze do szkoły.
Kozik ten służył wcześniej do kastrowania baranów, czemu miałem się okazję dobrze przyjrzeć, gdyż ojciec był hodował owce i barany w liczbie około 50-70 sztuk rocznie. Oglądanie co robią barany czy psy w gospodarstwie z pomocą części ciała służących prokreacji jest w moim wypadku bardzo dobrą edukacją dla dziecka. Jeszcze bardziej przydatne okazało się oglądanie, jak weterynarz kastruje barany obcinając im jaja. Nigdy dość edukacji i uświadamiania dzieci.
Przydała się wiedza i dobry nożyk od brata, bardzo ostry do kastrowania w sam raz, bo do tego wcześniej był używany. Obróciłem się, na co klecha się ucieszył, uchwyciłem jajca księżulka w rączkę czule, że aż zajęczał i zasapał dewiant z zachwytu i wyjmując drugą ręką odbezpieczony kozik z kieszeni przyciąłem mu jajca tak, jak się tnie baranie jajca przy kastracji, tyle, że razem z workiem, że krwi bryznęło sporo, a klecha zawył z bólu. I jeszcze fiutka katolickiego proboszczowi przyciąłem, choć był twardy jak stal szwedzka, duży, gruby i sprężysty. Przyciąłem mocno przy nasadzie, co dało pewność, że już się do otworu odbytowego żadnego dziecka nie będzie bydlak watykański nigdy więcej ani wciskał ani nawet próbować.
Z tak zdobytym trofeum niczym Indianin ze skalpem wybiegłem triumfalnie z lekcji katolickiej religii czy raczej dewianckiego zboczenia, a jak się okazało nikt już pod drzwiami salki katechetycznego gwałcicielstwa na mnie nie czekał, zresztą dobre pół godziny indywidualnej katechezy byłem zaliczyłem próbując pojąć, czym jest sekta rzymskiego katolicyzmu. Klecha poświęcił parę minut na oswajanie dziecka trzymanego na kolanach, zanim wyjął swojego kutasa – po raz ostatni w życiu. Żadna siła nie mogła mnie doprowadzić dobrowolnie na tak zwaną katechezę do parafii sekty katolików rzymskiego zboczenia.
Wszyscy moi koledzy i koleżanki z wiejskiej szkółki pod przymusem zjadliwej, społecznej presji, wsiunowatego terroryzmu chodzili tam i wielu było dupconych przez klechów, ale siebie od tego katozboczenia wybroniłem. Afera była na całą okolicę, że syn leśniczego księdza uszkodził nożem, a rodzice szczególnie matka, mieli w okolicy pewne nieprzyjemności ze strony parafialnych wspólników i popleczników rzeczonego księdza, czyli dewianta.
Zboczone klechy próbowały mnie jeszcze uczyć tej swojej miłości chrystusowo-watykańskiej w czwartej klasie szkoły podstawowej w Czarnem i gdy miałem około 16 lat tuż przed wyborem tak zwanego papieża, czyli herszta polskich pedofilów z katolickiej sekty.
Otarłem się jeszcze o tę tak zwaną „religię†katolicką w klasie czwartej szkoły podstawowej, jednak siostra katechetka nie wzbudziła we mnie zaufania, pomimo najszczerszych starań, gdyż pazerna na „owieczki†katechetka, próbowała zaprzyjaźnić się z moją matką, będącą leśną zielarką. Chodziło jednak w tej obłudzie o pozyskanie baranka do czartowskiej i dewianckiej sekty. Kiedy dowiedziałem się, że sekciara używa często linijki, albo pięści do celów dydaktycznych, to było nasze pierwsze i ostatnie spotkanie.
Pomimo, że chodziłem już do innej szkoły, do Gminnej Szkoły Podstawowej w Czarnem k/ Szczecinka i że zmieniła się klesia parafia, którą teraz było owo Czarne k/Szczecinka, spotkanie z klesicą było zawsze pierwsze i ostatnie, oczywiście pod przymusem, bo sekta katolików zdolna jest do najgorszego terroru, aby zdobyć współwyznawcę, omamić dziecko, wyprać mózg, odczłowieczyć. Z leśniczówki dojeżdżałem teraz całe sześć kilometrów autobusem do stolicy gminy w Czarnem i oczywiście do szkoły. Interesowała mnie tam najbardziej dobrze zaopatrzona księgarnia oraz biblioteki, tak szkolna, jak i miejska, bo państwo socjalistyczne dobrze dbało o oświatę dla wszystkich obywateli, a nie o prywatę.
Razu jednego, gdy byłem w czwartej klasie, część silnych chłopaków z klasy chciała mnie oczywiście na rozkaz katechetki i klechów, doprowadzić siłą na lekcję ichnej religii katolickiej. Wywiązała się z tego niezła szarpanina i bójka. Niestety, takie przekleństwa miotałem na ich kościół, kler i katechetów, że chociaż byłem już obezwładniony i niesiony, a raczej ciągnięty w wiadomym kierunku, to ze wstydu przed owymi soczystymi epitetami, zostałem puszczony wolno. Oczywiście jak na złośliwe katolstwo przystało, po pewnym czasie, bydlaki katolickie ponowiły próbę doprowadzenia siłą w brutalny sposób, o czym będzie już osobny esej, dalsza część przykrych przeżyć z zakonną cieczką watykańskich katechetek.
Jednakże już wtedy spostrzegłem, że im większy tępak, im bardziej dzieciak ograniczony umysłowo, im bardziej głupkowaty i prymitywnie skłonny do rozboju - tym większy katolik. Nic już tego obrazu katolickiego zbydlęcenia i dewiacji nie zmieniło. Niewątpliwie dzięki takim przeżyciom jestem do dzisiaj i chyba na zawsze gorącym zwolennikiem swobody wyboru religii i wyznania już od najmłodszych lat życia i do bezwzględnego egzekwowania tego prawa w każdym wieku. Odkąd nie pozwoliłem się za pierwszym razem doprowadzić na katechezę sekty katolików, siostra katechetka i jej kumpelka od klas starszych, zaczęły uprawiać propagandę nienawiści pod adresem mojej rodziny. Przejrzałem w ten sposób całą dewiancką, bezczelną obłudę tak zwanych siostrzyczek i kleru.
Wspomnienie pierwszego ksiÄ™dza – zboczeÅ„ca na pewno jest bardzo żywe i wyraziste, podobnie zetkniÄ™cie z prymitywnoÅ›ciÄ… i brutalnoÅ›ciÄ… katolskiego gówniarstwa z tej samej szkoÅ‚y i klasy. Skutki gÅ‚upkowatego stosowania przymusu w sprawach wiary, przymusu inkwizycyjnego i niewÄ…tpliwie zbrodniczego oddalajÄ… od organizacji nawet tak licznej dotÄ…d jak katolicyzm. Już w drugiej klasie szkoÅ‚y podstawowej modliÅ‚em siÄ™ spontanicznie „o znikniÄ™cie i unicestwienie caÅ‚ej patologicznie zboczonej sekty katolikówâ€.
Zmniejszająca się od tego czasu liczba klechów i wyznawców na całym świecie dobitnie świadczy o tym, że Bóg jest i modlitwy spełnia, acz stopniowo i powoli, co jest pewnie zasługą i wielu tysięcy innych ofiar, o których stopniowo dowiadywałem się coraz więcej i więcej. Jest to początek moich doświadczeń, ale dalsze jedynie utwierdziły mnie w przekonaniu, że katolicyzm to coś obrzydliwego, zboczonego i zbrodniczego, na co można tylko pluć, rzygać i przeklinać jak najbardziej siarczyście.
W całym biegu życia nic dobrego z rąk czy raczej szponów katolików mnie nigdy nie spotkało. Pewnie dzięki temu poznałem lepiej i głębiej buddyzm, hinduizm, zoroastryzm, islam i religię żydowską, z czego najbardziej głębokim i duchowym okazał się hinduizm, a ściślej wedyjska i śiwaicka duchowość Wschodu, jakże identyczna w swych podobieństwach ze słowiańską kulturą, w której duchu byłem w znacznym stopniu wychowany przez rodziców.
Przy innej okazji napisze jeszcze o molestowaniu mnie przez księdza pedofila z miejscowości Czarne k/Szczecinka w IV klasie szkoły podstawowej, bo atak katechezo-dewiantek to tylko było małe preludium do dalszych zakusów na otwór odbytowy dziecka, które ni euczęszczało na religię katolicką. A i jeszcze o molestowaniu mnie przez jednego bardziej znanego księdza dewianta w okolicach Zakopanego w 1978 roku, kiedy to już świeżo 15 lat skończyłem.
Mój zgwałcony wtedy kolega Adam rozpił się później topiąc w alkoholu te przykre wspomnienia i popełnił po tym cyrku dewiacji katolickiej samobójstwo, to wspominam o tym w dowód pamięci tej ofiary księży chorobliwie zboczonych seksualnie. Trudno pisać o takich incydentach, kiedy jeden ksiądz zboczeniec ma się dobrze, jest nawet uwielbiany w pewnych kręgach i potrafi zastraszać inne ofiary, stąd pomijam nazwiska, bo obawiają się o swoje życie w tym fanatycznie talibanowym państewku jakim jest średniowiecznie klerykalna jeszcze Polska RP.
Powiem tylko zachęcająco, że mówienie głośno wśród znajomych i rodziny, że się miało w życiu „incydent z dobieraniem się przez księdza do otworu odbytowego†powoduje nawet wzrost sympatii, a wielu kolegów i koleżanek też przyznało, że dzięki mnie odważyli się mówić o tym głośno, nawet własne i cudze małe dzieci ostrzegając przed księdzem jako przed społecznym złem.
Ofiary księży pedofilów! Zacznijcie mówić o tym, co was spotkało bardzo głośno, publikować wspomnienia, a zaczniecie być szanowani i cenieni, acz nie musicie od razu wskazywać nazwiska księdza, jeśli jeszcze żyje, żeby nie narażać się na odwet personalny ze strony pedofila, który może się poczuć urażony, że się mówi o jego zboczeniu i sekcie pedofilskiej w sposób bezceremonialnie krytyczny. Tylko wasze milczenie pozwala istnieć temu imperium pedofilskiego zła jakim jest inkwizycyjny, faszystowski i zboczony katolicyzm, podszywający się z tym wszystkim pod patriotyzm, Naród i Ojczyznę!
(C) Szczecinek 1980 – Toruń 1994 - Ryszard Matuszewski
Kontakt z autorem: P.O.Box 247; 44-100 Gliwice; Poland (Polen; Pedofilland)
Kontakt z autorem: P.O.Box 247; 44-100 Gliwice; Poland (Polen; Pedofilland)
(Zezwala się na przedruk publikacji wyłącznie w całości)
Art. 73 Konstytucji: „Każdemu zapewnia siÄ™ Wolność twórczoÅ›ci artystycznej!â€
Art. 54.1 Konstytucji: „Każdemu zapewnia siÄ™ Wolność wyrażania swoich poglÄ…dów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji!â€